na dobry początek...
Komentarze: 0
WIELKIE KROPLE DESZCZU
- Jakby tego było mało, musi jeszcze zacząć padać! – był zły, w ten sposób próbował ukryć cierpienie i rozgoryczenie.– Nie mam już sił...
Wielkie krople deszczu spadały na szybę samochodu, aż wycieraczki nie nadążały. Zrobiło się szaro i ponuro, choć przed godziną świeciło jeszcze słońce. Jego oczy były przymrużone, straciły cały swój optymizm. Ona zawsze mówiła, że śmiał się oczami, teraz to gdzieś uleciało...
- Oblałem, oblałem egzamin – powtarzał smutno, a jego dłonie kurczowo zaciskały się na kierownicy.
Mówił od kwadransa, o tym, jak przez pięćdziesiąt minut dwoił się i troił, żeby zaliczyć. Pierwsze pytanie poszło nieźle, jednak drugie „być, albo nie być”, jak określił to wykładowca, zwaliło go z nóg. A ona przez ten czas siedziała zdenerwowana na korytarzu.
*
- No idź już, idź – buziak na szczęście. – Indeks! Nie zapomnij indeksu!
- Krawat dobrze? Ludzie, mam nogi jak z waty! – jego oczy były pełne blasku. – Kuba, czekaj skurczybyku! Lecimy!
Jak tylko zatrzasnęły się drzwi, opadła na ławkę. Zamknęła oczy. Pierwszy raz była tutaj z nim w takich okolicznościach. Zanim wszedł, próbowała ukryć strach, jednak teraz czuła pod czaszką wzrastający puls. Opuściła głowę na kolana, wpatrując się w kurz na podłodze. Minęła zaledwie chwila, a ona pragnęła, aby wyszedł, przytulił ją i szepnął: „Jest dobrze, już po wszystkim...” Wierzyła, że się powiedzie, otulała się pozytywnymi myślami. Te złe też przychodziły, jednak zaraz ukrywała je, jakby za kotarą. Podeszła do okna, niebo straciło swój błękit, zaczęły nadciągać coraz to ciemniejsze chmury. Mimo wszystko miała w sercu płomyk nadziei, a to rozjaśniało jej umysł.
Po chwili doznała wrażenia, że wskazówki zegarka znieruchomiały. Kotara zniknęła. Ponownie ogarnął ją niepokój. To było silniejsze, nie umiała powstrzymać drżenia warg. Ileż można czekać?! Stres sięgał zenitu, złe emocje tryumfowały. Próbowała wyrównać oddech, odprężyć się. Czuła się jak zwierzątko zamknięte w dusznej klatce. Nagle drzwi z impetem otworzyły się...
*
- Proszę cię, odezwij się wreszcie! – krzyknął, lecz zaraz głos mu się załamał. – Nienawidzę takiego monologu, powiedz coś... proszę...
- Przykro mi... – jej głos był ledwo słyszalny, więcej nie potrafiła z siebie wykrzesać.
Chciała wtopić się w siedzenie samochodu, jej wnętrze przesiąknięte było żalem i poczuciem bezradności. Nie umiała mu pomóc i to ją tak bolało. Milczała, wpatrując się w strugi wody spływające po bocznej szybie.
Nawet nie przypuszczała, że on tyle dla niej znaczy. Kilka miesięcy wystarczyło, by jej życie skierowało się na całkiem inne tory. Zaczęła postrzegać świat przez pryzmat jego osobowości, charakteru, przeżyć. Może to było działanie podświadome, jednak czuła się odpowiedzialna za nich obu. To było nieznane dotąd doświadczenie, dające szczęście. Jednak z tego wynikał również ogrom przykrych emocji...
- Zatrzymaj się – poprosiła cicho.
Wysiadła. Deszcz zmywał jej z twarzy drobne łzy. Po chwili poczuła ciepło jego ciała, była bezpieczna w tym objęciu.
- Nawet nie przypuszczasz, ile dla mnie znaczysz... – powiedział. – Poradzimy sobie razem. Słyszysz? Razem.
Na jej nosie rozbijały się wielkie krople deszczu, a każda kolejna niosła za sobą jaśniejący uśmiech...
P.s. Kocham Cię.
Dodaj komentarz